wtorek, 31 marca 2009

Meksyk

Mijają dwa tygodnie od powrotu z Meksyku, a duchy Indian wciąż każą myślami wracać do tej niezwykłej krainy. Czy to za sprawą ogromnej krzywdy i poniżenia, jakiego doznali prawowici mieszkańcy tej ziemi, czy też z powodu niezwykłych dokonań prekolumbijskiej cywilizacji. trudno pogodzić się z utratą takiej kultury na rzecz barbarzyńskiej działalności konkwistadorów. Jednakże, jeśli przyjrzymy się dokładniej zamierzchłym czasom i odwiedzimy starożytne i te z pierwszego tysiąclecia miasta czy ośrodki kultu, to stwierdzimy, że historia często się powtarzała. Na miejscu zdobytym kolejne cywilizacje dzisiejszego Meksyku wznosiły nowe świątynie, na wyrównanych ściętych stożkach piramid dostawiano nowe, wyższe poziomy. Mimo wszystko jednak czerpano wzorce z osiągnięć poprzedników, czego przykładem jest cywilizacja Azteków, budowana na zrębach osiągnięć Majów.
Wracając jednak do podróży, którą w moim odczuciu śmiało można nazwać wyróżniającą się spośród innych, nie sposób zapomnieć przylotu do stolicy. W miejscu gdzie siedem wieków wcześniej Aztekowie ujrzeli orła siedzącego na opuncji i pożerającego węża rozciągało się niekończące się miasto Moloch. Nocny przelot nad miastem był bardzo widowiskowy i zapowiadał wielką przygodę. I przygoda nie dała na siebie długo czekać. Następnego dnia odwiedziliśmy Teotihuacan - piramidy słońca i księżyca. Pomimo dużej ilości przybyszów (z naszej planety) pierwsze odczucie: przestrzeń i porządek. Jak we wszechświecie ze słońcem i księżycem na pierwszym planie. Następnie muzeum antropologiczne-zbiór wszystkich znalezisk minionych kultur z całego Meksyku. Po całodziennym zwiedzaniu Zokalo (plac centralny w centrum historycznym), dla relaksu -Xochimilco - pływające ogrody, gdzie w towarzystwie Mariachi na kwiecistych łodziach można było kupić barwne rękodzieła.
Kolejna wyprawa wiodła do Acapulco z przystankiem w Cuarnavaca, w krainie wiecznej wiosny, gdzie w krystalicznym po Meksyku powietrzu można wypić filiżankę dobrej kawy.
Jeżeli zakupy srebrnej biżuterii to tylko w Taxco. Oprócz przyjemności przymiarek i zakupów (Panie) najbardziej przypadła mi architektura tego srebrnego miasteczka. Położone na zboczach gór posiada wyjątkowo urokliwe uliczki, zwłaszcza te wiodące do katedry Santa Prisca, którą ufundował ówczesny właściciel kopalń srebra.
Po całodobowym odpoczynku w Acapulco nad Oceanem Spokojnym , urozmaiconym pokazem skoków ze skały śmierci, wyjazd do kolonialnego Puebli. Poranek w Puebli zachwyca widokiem pary wulkanów świetnie zachowanych lub odrestaurowanych kamienic, a właściwie całych ulic, które biegną równolegle przez całe miasto lub przecinają się prostopadle. Wyjątkowe Zocalo i misterne kamienice, między innymi budynek tort i migdałowy, zachwycają kunsztem artystów i architektów. Jednym słowem -Miasto Aniołów. Po południu ruszamy przez góry Sierra Madre, żeby podziwiać to, co zostało po królestwie Zapoteków. A to co ujrzeliśmy na szczycie Monte Alban, to wszechogarniająca cisza i spokój. Jako, że byliśmy pierwszymi zwiedzającymi, wydawało nam się , że starożytni Zapotekowie dopiero co odeszli, pozostawiając puste boisko do gry w pelotę i kamienne tablice-świadectwo swojej wiedzy matematycznej i medycznej. Nad rozległymi placami i świątyniami szybował orzeł.
Następny dzień obfitował w obrazy przyrody. Kanion Sumidero pokazuje jak mocno krajobrazowo zróżnicowany jest Meksyk. Pionowe skały unoszące się nawet na wysokość do 1100m robią wrażenie i przywołują pamięć o Indianach, którzy nie chcąc się podporządkować Hiszpanom, wybrali wolność, skacząc ze stromych urwisk. W stolicy stanu Chipas-San Christobal, atmosfera zabawy i odprężenia. Miasto tętni różnojęzycznym gwarem, zabawa trwa do późnych godzin nocnych. To tu spotykamy prawdziwych potomków Majów. Tu kupujemy od nich pamiątki, świadomi, że kilkaset pecho bez pośredników trafi do rodzin spychanych na margines niegdyś wielkich Majów. Jako chrześcijanie przeżywamy szok kulturowy, odwiedzając lokalny kościół katolicki Indian. Tych obrzędów nie będę opisywał. Trzeba to po prostu zobaczyć. Fotografowanie surowo zakazane. 11-go dnia wycieczki krajobraz zmienia się na tropikalny. Jedziemy wijącą się drogą przez dżunglę, aby dotrzeć do Palenque-miasta Majów, wydartego dżungli, która chciała zawłaszczyć takimi niespodziankami jak wizerunek chińskiego smoka lub postać jakby przeniesiona z cywilizacji starożytnego Egiptu w pałacu króla Pakala. Ponad tysiąc obiektów archeologicznych schowanych w dżungli mówi o potędze Majów. Ukryte w bujnej roślinności czekały osiem wieków na odkrycie przez amerykańskiego archeologa.
Pełni wrażeń wjeżdżamy na półwysep Jukatan. Na półwyspie aż roi się od śladów z przeszłości, począwszy pod malowniczego, jakby akwarelami namalowanego miasta Campeche-koloniajnego portu, aż po najsłynniejsze na świecie Chichen Iza. Po drodze imponujący wielkością pałac gubernatora oraz piramida karła w Uxmal, widoczne z okna naszego hotelu ponad wierzchołkami drzew.
Kulminacją naszego zwiedzania jest Chichen Iza. To jeden z siedmiu cudów świata. Swą sławę zawdzięcza dokonaniom cywilizacji Majów. To oni dzięki znajomości astronomii zbudowali piramidę tak, że dwa razy w roku promień świetlny ześlizgując się po zboczu piramid jak pełzający wąż określa porę zasiewu i zbioru kukurydzy. To oni zbudowali obserwatorium astronomiczne, w kopule którego słońce wpadające przez liczne otwory zaznaczało każdy z 365 dni w roku ( kalendarz Majów). To oni wreszcie zbudowali sieć dróg łączących ważniejsze wówczas miasta. Jedną z nich przewędrowaliśmy właśnie my, czego z całego serca wszystkim życzę i gorąco polecam.

0 komentarze: