czwartek, 24 lipca 2008

„Nasz Egipt”

Oto nasze zapiski z podróży do Egiptu- witamy - Małgosia i Marek Augustynowie z Brzegu. Wiadomości do reportażu pochodzą z dziennika , który prowadziłam na bieżąco podczas wycieczki:
08.03.2007 r.-rozpoczyna się nasza wymarzona podróż do Egiptu. Wybraliśmy wycieczkę „Egipt wzdłuż Nilu”, gdyż nie lubimy wypoczywać stacjonarnie ale przemieszczać się i wiele zobaczyć. Biuro Rainbow Tours to także nie przypadek, już podróżowaliśmy z Wami, uważamy że jesteście profesjonalistami w każdym calu, organizujecie naprawdę „tęczowe podróże”.
Pierwsze przeżycie zwłaszcza dla mnie to lot, gdyż nigdy nie leciałam samolotem, Marcysiowi już zdarzało się latać. Następnie nocna podróż do hotelu „Empire”, obserwowanie współtowarzyszy podróży i sen.
Jako, że nie możemy nigdy usiedzieć na miejscu, po śniadaniu ( ale jakim - czego tam nie było) wyruszamy obejrzeć Hurghadę.
Nastawieni trochę asekuracyjnie i nieufni wobec Egipcjan przeżywamy miłe rozczarowanie- uśmiechnięci, bardzo życzliwi ludzie, ale sprzedać chcą wszystko. Marcyś w swoim żywiole gdyż uwielbia się targować. Po południu spotkanie z pilotem wycieczki, przemiłą Panią Małgosią, przedstawiony przez nią program oraz wycieczki fakultatywne „ zaostrzyły” nasz apetyt na zwiedzanie.
Od 10.03. rozpoczynamy podróżowanie po Egipcie. Raniutko śniadanie i ruszamy do Zachodniego Brzegu Luksoru - Teby i następnie legendarna Dolina Królów. Wyobrażaliśmy sobie pustynię jako wielką piaskownicę a to również wielkie, piękne góry. Ludzie to naprawdę trzeba zobaczyć !! Następnie niesamowita Świątynia Królowej Hatsepsut wykuta w skale, wygląda wręcz bajkowo, nawet pilnujący żołnierze z karabinami nie psują tego widoku a wręcz jakby byli bohaterami tej bajki. Do widoku policjantów przyzwyczailiśmy się prędko, a byli to sympatyczni i często bardzo przystojni faceci. W skali 1 do 10 największe wrażenie podczas całej wycieczki(na 10 punktów) i zachwyt wzbudziła we mnie Świątynia Karnak - starożytni Egipcjanie nazywali ją „najdoskonalszym z miejsc”. Jej ogrom (134 kolumny), rozmach ,symetria i piękno po prostu mnie zachwyciły. Zaciekawienie tą budowlą wzbudziły wspaniałe opowieści Pani Małgosi. Ona nie mówiła ale opowiadała o tym miejscu, jak najpiękniejsze bajki dzieciństwa. Obejrzeliśmy Świątynię w Luksorze poświęconą tebańskiej triadzie bóstw - Amonowi, Mut i Chonsu. Zauważa się tutaj już wpływy rzymskie i chrześcijańskie. Te wiadomości zapamiętaliśmy dzięki wspaniałemu przekazowi Pani Małgosi. Gdy kończyliśmy zwiedzać świątynię był już zmrok i wszystko było podświetlone- niesamowity widok. Wieczorem trafiamy na nasz statek „Królowa Nilu”, Marcyś na pewno pamięta angielską nazwę. U mnie z angielskim tak sobie. Bardzo miła obsługa, przydzielona kabina też bardzo przytulna – jest łazienka, telewizor i bardzo wygodne łóżka. Rano pięknie sprzątnięty pokój, pościelone łóżka i fantazyjne krokodyle ułożone z ręczników. O godz. 11.00 mieliśmy odpływać ale Marcysia już nosi, mówi, że zejdzie na chwilę na ląd rozejrzeć się. Upewniam się czy na pewno ma zegarek. Napotkany Egipcjanin oferuje mu kupno napoi i zaprasza do swojego domu. Marcyś jest oczywiście ostrożny ale i ciekawy życia tych ludzi. Bardzo biednie w tym domu ale człowiek bardzo gościnny i przyjazny. Płynąc obserwujemy brzegi Nilu, w niektórych miejscach jakby zatrzymał się czas. Kobiety piorą w rzece, dzieci pływają, osiołki niespiesznie ciągną zaprzęgi.
12.03. Com Ombo - zwiedzamy świątynię Xawera i Sobka (teraz wiem skąd wzięło się słowo sobek). Następnie świątynia Horusa - zapamiętałam co oznacza słowo pylon - jeden to Dolny a drugi to Górny Egipt.
Wieczorem nasz statek dostojnie wpływa do portu w Asuanie, obserwowaliśmy pięknie oświetlone mosty i statki.
13.03. Zwiedzamy Asuan na własną rękę, jesteśmy pierwszymi zwiedzającymi Muzeum Cywilizacji Nubijskiej. Wrażenie zrobił na nas 8 metrowy posąg Ramzesa II oraz eksponaty obrazujące rozwój kultury, rzemiosła i życie codzienne (scenki rodzajowe: szkoła, zagroda). Następnie zwiedzamy katedrę koptyjską. Trafiamy na bazar, Marcyś kupił mi srebrny (chyba) medalion, oczywiście z całym rytuałem targowania.
Po zwiedzeniu Ogrodu Lorda Kitchnera odwiedzamy jeszcze raz suk - czego tam nie ma, najtrudniej znaleźć i kupić pieczywo, ale w końcu przy pomocy młodego Asuańczyka trafiamy do bardzo miłego i przystojnego piekarza. A pieczywo jest przepyszne i jeszcze ciepłe. Wieczorem pożegnalny obiad, oczywiście smaczny ale my rozpuszczeni tym wspaniałym jedzeniem rozglądamy się gdzie deser. Nagle gaśnie światło, słychać bębny i śpiewy, nasza przemiła obsługa wchodzi grając i śpiewając nubijskie rytmy z pięknymi płonącymi tortami. Zawsze uśmiechnięci, mili i bardzo pogodni są Ci Nubijczycy. I ostatnia noc na statku.
14.03. Ostatni dzień w Asuanie - wycieczka do wioski nubijskiej. Jedziemy dostojną karawaną na wielbłądach wzdłuż Nilu. Początkowo trochę się bałam ale okazało się że to bardzo ostrożne i miłe zwierzaki. Podczas zwiedzania wioski trafiliśmy również do szkoły, dzieciaki przemiłe a ich nauczycielka bardzo pogodna i śliczna. Jako, że jestem również nauczycielką postanowiłam zrobić wspólne zdjęcie.
Następnie zwiedzamy Tamy Asuańskie oraz Świątynię Izydy na wyspie File (tam podobno nauczał Św. Marek). Teraz podróż nocna pociągiem do Kairu (ok. 900 km - 12 godz. jazdy). Ciągle kręcą się stewardzi pytając czy chcemy coś zamówić, światło pali się całą noc, co jakiś czas przechodzą po wagonach żołnierze. Marcyś spał, ja nie. Do Kairu dojechaliśmy szczęśliwie o godz. 6.00 rano.
15.03. - 17.03. Po ulokowaniu się w hotelu Majorka i zjedzeniu śniadania wyruszamy na zwiedzanie. Najpierw Sakkara- miejsce pochówku królów, grobowce i schodkowa piramida Dżokera. Potem odwiedzamy Memfis - miasto faraonów (a ja tą nazwę zawsze kojarzyłam z USA). Teraz żelazny punkt Egiptu - Giza ze swoimi piramidami Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa oraz legendarnym Sfinksem. Piramidy robią na nas wrażenie, jak ludzie mogli coś tak monumentalnego tak precyzyjnie wybudować? A może to rzeczywiście kosmici? Spotkaliśmy pod piramidami polski akcent, nasz rodzimy samochód polonez.
W Kairze jest zimniej niż na południu Egiptu, a pod piramidami nawet kropiło. Wizyta w wytwórni perfum, Marcyś od razu wiedział,
że się skuszę na kupno chociaż ja mówiłam, że tylko powącham- kupiłam „ Aidę”. Po kolacji wybieramy się z Małgosią i Adamem (przemiłe małżeństwo z Bydgoszczy) na spacer po Kairze. Ogrom samochodów, jeżdżą jak chcą, ciągle trąbią, przejść przez ulicę jest tam nie lada sztuką. Późnym wieczorem idziemy wspólnie do kawiarni na słynną sziszę. Kelner uczy nas jak się ją pali, śmiechu jest co niemiara. Ja palę pierwsza i szybko się „wciągnęłam”, uczę innych. Rano ruszamy z przewodnikiem Egipcjaninem na zwiedzanie. Rozpoczynamy od Kairu islamskiego, najpierw cytadela, potem przepiękny meczet alabastrowy a w końcu trafiamy do Muzeum Egipskiego (zawsze marzyłam aby odwiedzić to miejsce). Nie zawiodłam się, czułam klimat tamtych czasów a skarby Tutanchamona wspaniałe. Następne miejsce , które nas zauroczyło to najstarszy bazar (suk) nie tylko w Kairze ale również w całym Egipcie. Kupujemy trochę upominków dla rodziny i przyjaciół (oczywiście targując się). Następnie delektuję się wspaniałą arabską kawą.
Teraz kolej na Kair koptyjski z kościołem Św. Sergiusza gdzie schroniła się święta rodzina podczas wygnania z Egiptu, kościół Św. Barbary i na koniec synagoga Ben Ezra- tutaj nauczał Jeremiasz, Koptowie uważają, że znaleziono małego Mojżesza w koszu. Dzień kończymy spacerem z Małgosią i Adamem po Kairze.
Następny dzień razem z Małgosią i Adamem postanawiamy poświęcić na samodzielne zwiedzanie Kairu. Wybieramy wizytę w ZOO - dopchaliśmy się z wielkim trudem do kasy i kupujemy bilety- 1 funt egipski (czyli jeden kibelek jak mówi kolega Jacek z wycieczki). W ogrodzie mnóstwo Egipcjan całymi rodzinami, widać ,że przewagę stanowią ludzie ubodzy. Nie jest to takie oglądanie jak u nas. Tutaj rodziny urządzają sobie pikniki- rozkładają koce, jedzenie, bawią się z dziećmi, są bardzo rodzinni i pogodni. Mężczyźni z wielkim oddaniem zajmują się dziećmi. My również jesteśmy wielką atrakcją w ogrodzie jako jedyni biali. Ludzie pozdrawiają nas, uśmiechają się, pytają skąd jesteśmy.
18.03.-19.03. Rano wczesne śniadanie i wyjeżdżamy do Hurghady. Po drodze z jednej strony pustynia a z drugiej Kanał Sueski a za nim Azja. Niesamowity widok i wrażenie ,że jest się w takim miejscu. Widzimy szyby naftowe na pustyni, platformy wiertnicze na Kanale. Przyjeżdżamy do wybranych hoteli - my do Magawish. Dostajemy bungalow nad samym morzem, z tarasem i łazienką. Zwiedzamy ośrodek, kąpiemy się w morzu a spacerując po molo zobaczyliśmy piękną płaszczkę. Następnego dnia ja wyruszam na nurkowanie na rafie koralowej, Marcyś zostaje w ośrodku. Po szybkiej lekcji nurkowania na statku wyruszam z „moim” nurkiem pod wodę, nie do końca wyszło to nurkowanie ale rafę zobaczyłam. Następnie nurkuję z maską i również widoki są fantastyczne. W powrotnej drodze do portu spotykamy stado delfinów - niesamowity widok.
20.03-21.03. Dzisiaj trochę plażujemy, ja więcej , bo Marcysia ciągle gdzieś nosi, biega, gimnastykuje się. Ja natomiast pluskam się w nieskończoność, uwielbiam wodę. Po południu wyjazd na safari do wioski beduińskiej i tutaj zaczyna się moja niesamowita i śmieszna przygoda. Wsiadamy z naszą grupą do samochodu, który po nas przyjechał aby nas dowieźć na safari. Marcyś miał do wioski jechać czterokołowcem a ja jeepem. Zajeżdżamy a tu okazało się, że mnie powinien zabrać inny samochód. Marcyś rozmawia po angielsku z przewodnikiem a ten powiedział mu, że pojadę do mojej grupy. Zaprowadzono mnie do samochodu, kierowcą jest stary Egipcjanin w turbanie, którego znajomość angielskiego jest 0,0001. Ruszamy, rozglądam się po mijanej okolicy i wydaje mi się ,że tędy już jechałam. Staram się nawiązać dialog z moim kierowcą a on ciągle powtarza „ ok. madame safari jeep., ok., ok.” Zaczynam się już trochę denerwować a nawet mieć stracha gdzie ja w końcu zajadę. I nagle zajeżdżamy przed wejście naszego hotelu a mój niezawodny kierowca z bezzębnym, rozbrajającym uśmiechem mówi : „ safari jeep madame ok.” i wskazuje mi parking przed hotelem. Jestem zdezorientowana, co robić dalej i nagle olśnienie , dzwonię do naszej niezawodnej pilotki Pani Małgosi. Przedstawiłam jej moją przygodę. Po kilkunastu minutach oddzwania, przeprasza mnie za zamieszanie i pyta czy reflektuję na taką wycieczkę jutro, zgadzam się. W Polsce pierwszy dzień wiosny - podobno zimno i deszczowo – śnieżnie a u nas piękna pogoda, morze cieplutkie, słonko świeci, na niebie żadnej chmurki. Zażywamy na zmianę kąpieli morskiej i słonecznej. Po południu moje drugie podejście na safari, tym razem bez falstartu. Dojeżdżamy do wioski beduińskiej, oglądamy chaty tych koczowników, którzy nie dali się zamknąć w blokach i wrócili na swoją ukochaną pustynię. Największe wrażenie zrobił na mnie zachód słońca na Saharze, tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć i przeżyć. A zapewniam, że to jest taka chwila dla, której warto przyjechać do Egiptu. Wieczorem ostatnia kolacja, spacery nad morzem i egipski wieczór. Najpierw taniec brzucha wykonany przez śliczną dziewczynę a potem coś wspaniałego i niesamowitego: tańczący derwisz- trzeba to również po prostu zobaczyć. Około 15 minut kręcił się , wykonywał cuda z bębenkami, spódnicami, chustami , które miał na sobie. Podobno derwisze poprzez muzykę i taniec mogą oderwać się od ziemskich spraw. W tym wirującym tańcu wznoszą jedną rękę ku niebu a drugą kierują w dół ku ziemi. Nie wiem jak „nasz” derwisz ale my na moment na pewno oderwaliśmy się od spraw codziennych obserwując ten niesamowity pokaz. Ostatnia noc w naszym bungalowie. Acha jesteśmy tak fantastycznie wypoczęci i zrelaksowani, że bardzo spokojnie i sprawnie spakowaliśmy się, a nie zawsze w podróży to nam się udawało.
22.03. Ostatni dzień - wstałam raniutko, poszłam na plaże wykąpać się, pospacerować. Potem śniadanie, ostatni spacer po naszym ośrodku, pożegnanie ze znajomymi i wyjazd na lotnisko.
Lądujemy w Katowicach, zimno chłodno i trzeba wracać do domu.

Ale „nasz wymarzony Egipt” nie zawiódł nas - były to wspaniałe 2 tygodnie przygody, odpoczynku i spotkania z historią. Teraz już niedługo czeka nas Maroko i jego cesarskie miasta. Zaczarowała i urzekła nas ta „biała” Afryka.

Do zobaczenia.

1 komentarze:

Ela pisze...

Pani Małgosiu ja również byłam na Rejsie po Nilu z tego biura i uważam że był to nasza najpiękniejsza podróż. Wszystko zorganizowane perfekcyjnie jedynie hotel Majorka trochę psuje całość ale za tą cenę nie ma co wymagać. Jest to już 6 wyjazd z tym biurem i nie zamienię go na inne .W maju jedziemy z nim do Turcji na objazdówkę. Pozdrawiam