środa, 13 lutego 2008

Jordania i Syria

„Po co tam jedziecie?”
Zaskakujące ile osób zadało nam to pytanie, dowiedziawszy się, że wybieramy się z żoną na wycieczkę do Jordanii i Syrii. Wielu ludzi postrzega rejon Bliskiego Wschodu jako obszar niekończących się wojen, zamachów terrorystycznych, krwawych dyktatorów, trzęsień ziemi, katastrofalnych susz i powodzi. Nic tylko Sodoma i Gomora plus plagi egipskie. Dopiero teraz, po powrocie (albowiem wróciliśmy żywi i zdrowi), wiemy co odpowiedzieć na to pytanie.
Wyjazd na Bliski Wschód to pielgrzymka do źródeł naszej cywilizacji. Nie ważne jakiego jesteśmy wyznania, jakie mamy przekonania i światopogląd, będąc tam, oglądamy początek nas samych. To miejsce wielkich czynów i wielkich upadków, niewysłowionego piękna i niewyobrażalnego okrucieństwa. Wznoszenia monumentalnych budowli i burzenia ich. Stamtąd właśnie pochodzimy. To cały nasz świat w pigułce.
W malutkim muzeum w Ammanie zobaczyliśmy pradawne figurki ludzkie. Postacie starsze niż piramidy egipskie upamiętniały zmarłych przodków. Stworzyły je wędrowne ludy dla których każdy gram obciążenia był sprawą życia lub śmierci podczas przedzierania się przez niedostępne pustkowia. A jednak dźwigali ze sobą podobizny swych ojców wiedząc, że jeśli o nich zapomną to dalsza wędrówka straci sens. Ludzie żyjący dziesięć tysięcy lat temu patrzyli w niesamowite oczy tych posążków, tak jak my patrzymy na fotografie naszych zmarłych, szukając natchnienia, wsparcia i pocieszenia.
W Damaszku byliśmy w meczecie Umajjadów, trzecim pod względem wielkości meczecie świata. Ta niezwykle piękna budowla to jedno z najświętszych miejsc muzułmanów, przyciągająca wiernych z całego świata. Miejsce na którym się wznosi musi być niezwykłe – od tysięcy lat ludzie budowali tu świątynie niezależnie jakiej byli wiary i narodowości: okryto w tym miejscu pozostałości świątyni aramejskiej, tu Rzymianie czcili boga Jupitera, tu wznosił się kościół chrześcijański i muzułmański meczet. W tym miejscu nie można nie wierzyć. To właśnie tu, w jednej świątyni, modlili się do wspólnego Boga zarówno muzułmanie jak i chrześcijanie, razem otaczali czcią relikwię – głowę Jana Chrzciciela. Dla nas brzmi to równie niesamowicie jak biblijne cuda ale tak przecież było. Widocznie Bliski Wschód to miejsce, gdzie cuda się zdarzają.
Kilkaset kilometrów na południe od Damaszku wznosi się góra Nebo. To stamtąd w pochmurne dni każdy może ujrzeć swe nieosiągalne marzenia. Dobrym tego przykładem był Mojżesz, który właśnie z tej góry oglądał Ziemię Obiecaną, krainę do której nie dane mu było wejść.
Tuż obok, nad rzeką Jordan, można obejrzeć miejsce chrztu Jezusa. To jedno z najniezwyklejszych miejsc chrześcijaństwa, porównywalnych jedynie z Betlejem i Jerozolimą. Jego wyjątkowość polega na prostocie. Nie obudowano go bazylikami, nie obstawiono hotelami
i straganami, nie omurowano, nie obetonowano. Spieszcie ujrzeć to miejsce, póki jest tym czym jest, bo taki błogosławiony stan nie potrwa wiecznie.
Położony nieopodal zamek krzyżowców – Kerak – przynosi nam lekcję innej natury. Jego komendant – Reynald de Chatillon – zasłynął jako propagator specyficznej wykładni nauk Jezusa. Schwytanych muzułmanów starał się za pomocą wyszukanych tortur przekonać o wyższości chrześcijaństwa nad innymi religiami. Tych nieprzekonanych kazał strącać w przepaść w drewnianych kaskach na głowie, tak aby nie stracili przytomności i do końca odczuwali ból.
Porozsiewane po obszarze Syrii i Jordanii ruiny starożytnych miast takich jak Palmyra, Jerash, Filadelfia (obecnie Amman), Bosra to unikalna możliwość kontaktu z przeszłością. Nawet teraz zrujnowane gmachy i ulice dają obraz dawnej potęgi i bogactwa. Najzwyklejsi śmiertelnicy mogą wkroczyć do najświętszych miejsc starożytnych świątyń, niegdyś zastrzeżonych wyłącznie dla najwyższych rangą kapłanów i dostojników. Można tam obejrzeć niezwykłe teatry gdzie aktorzy
i gladiatorzy zabawiali tysiące ludzi, można włóczyć się po opustoszałych ulicach i bazarach niegdyś zapełnionych kupcami i towarami ze wszystkich stron świata. Kiedyś to tu biło serce świata i cywilizacji.
Ze względu na skąpe informacje na temat pewnych aspektów życia starożytnych ludów należy wystrzegać się wyciągania pochopnych wniosków. I tak na przykład w Palmirze, w świątyni Baala, podzieliłem się z mą żoną niezwykle cennym spostrzeżeniem, że skoro jedno z możliwych tłumaczeń słowa „Baal” to „mąż”, oto właśnie znajdujemy się w miejscu, gdzie małżonki powinny oddawać cześć swym mężom. Bolesny siniak w okolicy lewej nerki do dziś przypomina mi, że ma interpretacja była jednak błędna: to żonom należy składać hołdy – zawsze i wszędzie.
Trzeba przyznać, że mieliśmy dużo szczęścia jeśli chodzi o pilota wycieczki. Pani Małgorzata nie ograniczyła się do przedstawienia nam informacji na temat zabytków i historii regionu. Bardzo barwnie potrafiła opisać współczesne życie, obyczaje i kulturę Syrii i Jordanii. Dzięki jej opowieściom wszystko wokół nabrało ciągłości i nowej intensywności. Kultura w jakiej my żyjemy to tylko jedna z wielu możliwości. Zamykając się na inne kultury rezygnujemy z wielkiego, niezmierzonego bogactwa.
Dzięki tej podróży zobaczyliśmy wokół siebie ludzi, prawdziwych ludzi. Sprawy i wydarzenia znane tylko z telewizji nabrały nowej perspektywy i głębi. Obca i egzotyczna kultura stała się zrozumiała i godna szacunki. Czarno-biały obraz zaczął się mienić wszystkimi barwami skał pustyni Wadi Rum. Delektując się kolejnymi cudami natury i architektury sądziliśmy, że wreszcie wiemy co to zachwyt i co to piękno. Właśnie wtedy, ostatniego dnia, ujrzeliśmy Petrę. Nie chcę nawet próbować opisywać tego co tam zobaczyliśmy – najlepszy nawet opis byłby tylko nieudolną karykaturą tego miejsca. Petrę po prostu trzeba zobaczyć.

Igor Karpiuk

0 komentarze: