Któż nie chciałby zasmakować orientalnej przygody, zobaczyć antycznych pozostałości po czasach pełnych krwawych bitew, przeżyć niezwykłe spotkanie z mitologią?
Ja zawsze o tym marzyłam, podobnie jak o tym, by spróbować jak pachną korzenne przyprawy na targu w Stambule, odetchnąć modlitewną atmosferą muzułmańskich meczetów, zobaczyć na własne oczy księżycową Kapadocję i bawełniane terasy Pamukkale.
Tak, więc zwabił mnie „Smak Orientu” na niezapomnianą podróż po pełnej tajemnic i kontrastów Turcji.

Pamiętając o zasadzie: ”Kto rano wstaje … ten najwięcej zobaczy” zrywam się trzy godziny później i łykając w pośpiechu hotelowe śniadanie ruszam na mały rekonesans po okolicy. Hotel jest świetnie położony w hotelowej dzielnicy Lara, tuż przy biegnącej wzdłuż brzegu promenadzie. Część dzielnicy rozciąga się wzdłuż szerokiej plaży, a tam gdzie brzeg jest urwisty, ciągnie się pas zieleni z pięknymi fontannami, malowniczymi mostkami, skałkami i ozdobami parkowymi. [01] Uprawianie porannego joggingu w takim otoczeniu sprawia na pewno dużą przyjemność mieszkańcom Antalyi.
Sycąc oczy widokiem szmaragdowego morza, soczystej zieleni i pokrytych różowym kwieciem

Po kilkunastominutowym spacerze dochodzę do miejsca, gdzie do morza uchodzi podziemna rzeka Duden Cayi. Spadając z wysokości

Od tak dawna marzyłam by zobaczyć tą bajeczną krainę, że gdy dowiaduję się o możliwości zobaczenia jej z lotu ptaka, to pomimo, iż nie jest to tania rozrywka (150 Euro), postanawiam „zaszaleć”.
Następnego dnia zrywam się o 4 rano, by oczekiwać w przejmującym chłodzie na przygotowanie balonów do lotu.




Słońce oświetla wyższe partie skalne i powoli odkrywa przed nami coraz większe bogactwo form. Trzeba przyznać, że natura wykazała się w Kapadocji dużą fantazją. Moim oczom ukazują się wyłaniające się z ciemności skalne wydmy i doliny z pofałdowanymi ścianami z miękkiego popiołu wulkanicznego, bajkowe kominy i kopuły, niesamowite tufowe

Aparat fotograficzny i kamera pracują na zmianę. Kolejne zdjęcie robię przy podniesionej nieco adrenalinie. W pewnym momencie balon znajdujący się pod nami podnosi się zbyt wysoko i grozi nam zahaczenie o jego czaszę, co prawdopodobnie zakończyłoby się jej uszkodzeniem... Obsługa naszego wehikułu beztrosko zadaje pytanie, czy jest ktoś chętny by zmniejszyć obciążenie balonu, aby szybko można było się wznieść i uniknąć kolizji, ale chętnych brak.

Lot kończy się precyzyjnym lądowaniem wśród krzewów winorośli, na przyczepie półciężarówki. Przez chwilę zachodzi ryzyko, że wylądujemy na rozłożonych i suszących się na płachcie winogronach, z których zrobi się sok zamiast rodzynek. Na szczęście doświadczona obsługa, oraz brak wiatru, ratują sytuację. Sukces zostaje oblany szampanem, po którym (oczywiście w szampańskim nastroju) można wyruszyć na bliższe spotkanie z cudami Kapadocji w Skansenie „Goreme", który jest wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

Skansen zachwyca mnie na każdym kroku. Z zapartym tchem oglądam skupisko wykutych w skałach bizantyjskich kościołów, kaplic i klasztorów. Urządzano tu kaplice, cele, refektarze, a w czasach najazdów, czy prześladowań religijnych podziemne miasta służyły za schronienie miejscowej ludności i napływającym uciekinierom. Na ścianach niektórych kościołów, dzięki niewielkiej ilości światła docierającej do wnętrza, zachowały się żywe kolory malowideł.

Dzień się kończy i niestety czas się pożegnać z Kapadocją. Rzucam ostatnie spojrzenie na skalne olbrzymy i na białe skały wulkaniczne imitujące piaszczyste wydmy. Wraz z zachodzącym słońcem magiczne domy i doliny robią się coraz bardziej tajemnicze, a baśniowy krajobraz stworzony przez naturę i człowieka odciska się głęboko w mojej pamięci, pozostawiając wyjątkowe wspomnienia.
Wczesnym rankiem opuszczamy baśniową Kapadocję i udajemy się w kierunku Ankary robiąc po

Składamy krótką wizytę w stolicy, by zwiedzić położone na szczycie niewielkiego wzgórza mauzoleum Atatürka, tureckiego polityka i wojskowego, który w 1922 roku stanął na czele ruchu nacjonalistycznego i obalił sułtanat. Wejście na teren mauzoleum jest pilnie strzeżone. Nie wolno wnosić ze sobą żadnego bagażu, więc zabieram tylko aparat fotograficzny. Ogromny dziedziniec otacza kolumnada i sale muzealne z licznymi pamiątkami i przedmiotami osobistymi prezydenta.

Ruszamy dalej. Przed nami Istambuł, wyjątkowa mieszanka Orientu i Zachodu, miasto dwóch kontynentów będące przez wieki jednym z najważniejszych ośrodków cywilizowanego świata.

Kierując się intensywnym zapachem przypraw docieram do Stambulskiego Wielkiego Bazaru, zwanego też Krytym Bazarem. Przy takim skupisku, około 4,5 tys. sklepików, restauracji, warsztatów, meczetów, banków i tym podobnych instytucji, każdy nasz hipermarket wygląda jak prowincjonalny sklepik. Ogromny targ, to plątanina uliczek i placyków wypełniona hałaśliwym tłumem sprzedawców, tubylców i turystów. W takich okolicznościach nie trudno stracić nie tylko




Po drugiej stronie niewielkiego parku położona jest świątynia Hagia Sofia, przed którą ustawiam się w kolejce wraz z innymi pragnącymi wejść do środka. Czekając można się tu zaopatrzyć w tureckie precle lub spróbować pieczonych kasztanów. Co prawda "najlepsze kasztany są na placu Pigalle", ale i w Istambule smakują nieźle... W końcu, kiedy udaje mi się wejść do wnętrza, przeżywam duże rozczarowanie. Spacerując w tłumie rozgadanych turystów

Z ulgą wracam do parku pomiędzy meczetami, gdzie mogę poddać się dyskretnej obserwacji kontrastujących ze sobą strojów mieszkańców Istambułu. W kolorowym tłumie ubranych w chusty Turczynek, gdzie niegdzie widać tradycyjną czerń i stroje z odsłoniętym jedynie oczami, ale żywe kolory ubrań zdecydowanie


Koniec przerwy, ruszam dalej do pałacu Topkapi Sarayi, a później na rejs po cieśninie Bosfor. Na pokładzie niewielkiego statku, przeznaczonego tylko dla naszej grupy, wyruszam podziwiać brzegi cieśniny między przewieszonymi nad turkusowo-błękitną tonią wody Mostem Bosforskim i

Na zakończenie wizyty w Istambule, jako że jestem łasuchem, postanawiam spróbować miejscowych słodyczy. Po krótkiej wędrówce znajduję niewielką lodziarnię i oryginalnego sprzedawcę, który rozśmiesza mnie sztuczkami, jakie wyczynia przy nakładaniu zimnego przysmaku. Mógłby z powodzeniem występować w cyrku i nieźle na tym zarobić. Same lody są bardzo słodkie i konsystencją przypominają trochę gumę do żucia, ale dają się zjeść.
Następnego dnia nasz autokar rusza w kierunku Troi i Pergamonu. Chociaż niewiele ocalało ze

Kolejny świt zastaje mnie w drodze do Efezu - najlepiej zachowanego antycznego miasta we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, jednej z największych atrakcji turystycznych Turcji. Zafascynowana spaceruję pośród starożytnych ruin. Wspaniale zachowana fasada Biblioteki Celsusa robi na mnie zdecydowanie największe wrażenie. W czasach rzymskich



Ostatni punkt programu tego dnia to Pamukkale. Już z bardzo daleka widzę wspaniałe, lśniąco białe wapienne formacje trawertynowe, odcinające się wyraźnie na tle górskiego zbocza. Nazwa Pamukkale oznacza Bawełniany Zamek ("pamuk" to po turecku bawełna, "kale" - zamek). Mnie jednak te niesamowite, jakby zmrożone białe kaskady i trawertynowe ściany, skojarzyły się z fantastycznym lodowcem, o tyle przyjemniejszym od prawdziwego, że kontakt z nim, nawet gołą stopą, nie grozi odmrożeniem. Podziwiam terasy (bardzo uważając by nie stracić równowagi, co nie jest łatwe przy jednoczesnym wykonywaniu licznych zdjęć i pilnowaniu by w kadr nie wszedł żaden z licznych turystów) i powoli przesuwam się wzdłuż


Zatoczywszy potężne koło po ziemi tureckiej wracam znużona, ale bardzo zadowolona do Antalyi. Następnego dnia wykorzystuję jeszcze pozostały czas na zwiedzenie historycznego centrum tego śródziemnorskiego kurortu i na krótki rejs wzdłuż wybrzeża. Siedząc już na pokładzie samolotu, unoszącego mnie do domu, jeszcze raz ogarniam wzrokiem fascynujący półwysep azjatycki i wiem już na pewno, że jeszcze tu wrócę z Rainbow Tours.
Agnieszka (pesteczka123)